Graliśmy w Shadow Gambit: The Cursed Crew – ideału się nie poprawia?

  • Post category:Artykuły

Czołem załogo! Jak już pewnie wiecie, tylko dwa miesiące dzielą nas od premiery najnowszej gry studia Mimimi Games. Niemieccy specjaliści od taktycznych skradanek tym razem wypłynęli na szerokie wody w pirackim Shadow Gambit: The Cursed Crew, a ja skorzystałem z okazji, by załapać się na pokład. Czego możemy oczekiwać po kolejnej produkcji Mimimi? Jakie nowinki pojawią się względem wcześniejszych gier ekipy? Zapraszam na moje pierwsze wrażenia z Shadow Gambit: The Cursed Crew.

Shadow Gambit The Cursed Crew wrażenia

Szlakiem popkultury

Niemieckie studio ponownie zabiera nas w doskonale znane, popularne, może nawet zbyt wyeksploatowane czy wręcz wyświechtane realia. Była już feudalna Japonia, był Dziki zachód, a teraz przyszła kolej na romantyczną piracką pogoń za ogromnym skarbem. Mimimi jak zwykle nie ucieka się do banałów. Popkulturowy motyw i otoczenie to jedynie tło, gdy na pierwszy plan wysuwają się wyraziste i nietuzinkowe postacie.

Tym razem protagonistką jest Afia Manicato, poszukiwaczka przygód z charakterystycznym mieczem wbitym w klatkę piersiową. Nasz bohaterka należy do tytułowych przeklętych, co pozwala jej załapać się na pokład gadającego statku Red Marley. Wraz z zamieszkującymi go duchami i garstką ciekawych indywiduów planuje odnaleźć skarb pozostawiony przez dawnego kapitana łajby.

Shadow Gambit screen 1

Jednak jak w każdej dobrej pirackiej opowieści, by uwypuklić szelmowskie występki kompanii potrzeba też odpowiednio silnych antagonistów. I chociaż nikt się nie spodziewał, to właśnie w tym momencie wjeżdża Inkwizycja. Osławiona organizacja przeszukuje niemal każdą wysepkę archipelagu Zagubionych Karaibów w tym samym celu co my, co tylko zaognia otwarty konflikt.

Wczesna wersja nie pozwoliła temu płomieniowi zbytnio pohulać, więc na prawdziwy wyścig będzie trzeba poczekać do oficjalnej premiery. Motywy naszych wrogów nie są do końca jasne, a głównych złych spowija aura tajemniczości, spotęgowana świetnym dubbingiem. Obiecujące i intrygujące, ale to wciąż zbyt mały wycinek, by go dogłębnie analizować.

Niby tak samo

Mimimi nie zdobyło się na poważniejsze eksperymenty przy Shadow Gambit: The Cursed Crew. Całość doprawiono wielką łyżką fantastycznego sosu, a raczej ochlapano nim solidne fundamenty formuły. Podstawowe mechanizmy zabawy wciąż koncentrują się na działaniu w ukryciu, skrupulatnym eliminowaniu przeciwników i osiąganiu wyznaczonych celów. Najlepiej w tym samym czasie i z dużą dozą kreatywności.

Shadow Gambit screen 2

Jeśli napływ postaci, których nie powstydziłaby się filmowa seria z Deppem, miał coś zmienić, to zdecydowanie balans. Do naszej dyspozycji oddano niespełna dziesiątkę różnorodnych postaci. Każda z nich posiada unikalne zdolności o bardzo wielkiej sile, aczkolwiek – przynajmniej na tym etapie – niekoniecznie za odpowiednią cenę. Wczesny build nie pozwolił się pobawić wszystkimi, ale już sam zestaw umiejętności głównej bohaterki wydał mi się wyraźnie potężny. Możliwość teleportacji pomiędzy piętrami z jednoczesnych wyeliminowaniem wroga? Chyba ekipa powinna jeszcze się temu przyjrzeć.

Obok iście fantastycznych zagrywek mamy garść standardowych technik z odwracaniem uwagi, wywabianiem przeciwników z ich standardowych ścieżek czy zastawianiem pułapek. Dopatrzyłem się też typowego dla formuły kamuflażu i zmuszania wrogów, by nas omijali. Jak na szanującego się pirata przystało, zawsze możemy poczęstować kogoś kulką czy wykorzystać otoczenie w kreowaniu „nieszczęśliwych wypadków”.

Shadow Gambit screen 3

Po drugiej stronie barykady obok gotowej do odstrzału drobnicy spotkamy kilku przeciwników, którzy zmuszą nas do odrobiny polotu. Wracają dowódcy, którzy nie opuszczą swoich posterunków oraz potężni wrogowie, na których nie ma co się zasadzać z byle sztyletem. Gra oferuje też tzw. kindred spirits, połączonych ze sobą adwersarzy, których musimy wyeliminować w tym samym czasie, by pozostali po tamtej stronie.

Wrogowie wciąż operują wokół narzuconych im rutynowych działań, obserwują okolicę klasycznym stożkiem i reagują, gdy postacie z ich scenariusza znikają w tajemniczych okolicznościach. W zależności od wybranego przez nas poziomu trudności mogą mieć nieco więcej szarych komórek, co wyostrzy ich zmysły i spotęguje reakcje przy okazji wykrycia. Brzmi znajomo? Spokojnie, Mimimi nie przespało ostatnich kilku lat.

A jednak inaczej

Już krótkie demko pozwoliło zaobserwować kilka urozmaiceń w rozgrywce. Tym razem nie przemykamy jedynie pomiędzy liniową ścieżką fabularną, oglądając przerywniki, chłonąc atmosferę i poznając historię. Pomiędzy zadaniami włóczymy się po pokładzie Red Marley, korzystając z interaktywnych elementów statku. Dzięki temu możemy przejść do opcjonalnego pomieszczenia, by wypróbować zdolności naszych piratów lub wyznaczyć kurs przy mapie archipelagu.

Shadow Gambit screen 4

Demko taktycznej skradanki było wyraźnie za krótkie, by pokazać pełen potencjał nowinek, ale szykuje się sporo swobody. Twórcy od początku obiecywali sandboksową zabawę, misje poboczne i wiatr w żagle do przechodzenia gry we własnym tempie. Z pewnością na początku do niektórych portów będzie trzeba zawinąć, ale najpewniej przygotowany dla nas świat nabierze wreszcie rozmiarów.

Skoro przy przybijaniu już jesteśmy, to w Shadow Gambit niektóre z misji pozwolą nam wybrać punkt desantu naszych jednostek i zarazem sposób na ukończenie całego scenariusza. Być może pamięć szwankuje, ale nie kojarzę, by takie opcje pojawiły się we wcześniejszych grach. Kolejną z ciekawostek jest pływanie, które także może nieźle namieszać w równowadze rozgrywki. W końcu akcja przenosi nas na mniejsze lub większe wyspy, które teraz wybrani bohaterowie mogą bezczelnie opłynąć, by znaleźć się dużo bliżej celu.

Shadow Gambit screen 5

Wisienką na torcie jest tu sam statek, który odgrywa rolę jednego z bohaterów opowieści, uwypuklając doskonale znany mechanizm prób i błędów. Tym razem suche zapisy stanu rozgrywki ewoluowały do wspomnień łajby, o których łapaniu ta nam co jakiś czas przypomina. Nie jest to jakaś drastyczna zmiana, a raczej oczko puszczone w kierunku wszystkich, którzy zjedli zęby na grach w tej konwencji.

Wrażenia z Shadow Gambit: The Cursed Crew – warto czekać?

Po przeszło dwóch godzinach z demkiem czuję wyraźny niedosyt. Udostępniony build pozwala zaznać wielu standardowych mechanizmów, a jedynie umoczyć czubki palców w nowinkach. Studio ewidentnie wysłuchało głosów społeczności po Desperados 3 i formuła doczekała się zmian. Jednak to nie rewolucja, nie wyrwano pętli rozgrywki z korzeniami, a zamiast tego urozmaicono wiele wokół niej, pewnie w poszukiwaniu odpowiedniego kierunku.

Jeśli cenicie sobie sprawdzone dla formuły rozwiązania, to wciąż tu będą. Może w nieco mniej przyziemnej, karykaturalnej odsłonie. Poza tym otrzymacie kilka pomniejszych przełomów. Te w dłuższej perspektywie mogą okazać się zbawienne dla taktycznych skradanek i pchną wskrzeszony niedawno odłam ku świetlanej przyszłości. Samo demo niestety nie dało się zbytnio rozkręcić, ale znając kunszt studia, jestem spokojny o sierpniową premierę.

Nie chcecie wierzyć na słowo? Sprawdźcie sami podczas najbliższego Steam Next Fest. Wersja demonstracyjna Shadow Gambit: The Cursed Crew będzie do waszej dyspozycji na Steam od 19 do 26 czerwca.


Za wcześniejszy dostęp do demka dziękujemy twórcom, Mimimi Games.

Wesprzyj rozwój naszego serwisu i polub profil Strategus.pl na Facebooku.