Graliśmy w Age of Darkness: Final Stand – do świtu wciąż daleko

  • Post category:Recenzje

Długa i pełna koszmarów noc zawitała także w nasze progi. Nie ukrywam, że strategię studia PlaySide miałem na gamingowym radarze już od dłuższego czasu. Okazja, by wreszcie stawić czoła mrocznym pomiotom, pojawiła się przy okazji premiery kampanii, a raczej jej wycinka. Czy Flames of Retribution ubogaciło świetne tower defense? Jak tryb fabularny wypada na tle survivalowego? Warto zagrać tylko dla kampanii? Na te i kilka innych pytań zaraz odpowiemy. Zapraszamy na nasze pierwsze wrażenia z Age of Darkness: Final Stand.

Age of Darkness Final Stand art

Pod ciężarem własnych grzechów

Strategia przyciągała sporo uwagi jeszcze przed debiutem misji fabularnych za sprawą wymagającego modułu survivalowego. Ten z czasem doczekał się kilku zróżnicowanych postaci i dalej ma się nieźle. Sęk w tym, że chociaż potrafił dać w kość, to strategii brakowało zaplecza, które tłumaczyłoby, po co w ogóle nam cała ta batalia. Światło na mroki świata rzuciły pierwsze akty kampanii fabularnej i to jej poświęcę lwią część niniejszej publikacji. Bo może i jest co pochwalić, ale przytyków pod adresem Age of Darkness: Final Stand też jest co niemiara.

AOD screen 1

Zaczyna się całkiem niewinnie, od świata pogrążonego w ciemności, który niczym prometejskim ogniem rozświetliła tajemnicza rasa Elosan. Ta opanowała sztukę chwytania koszmarów, oddając świat na użytek ludziom. Jednak ludzie, jak to ludzie, szybko podrasowali własne ego, wydziobali wątrobę swoich zbawców do cna i ogłosili się panami Erodaru. Jednak, by wiedza o złowrogich kryształach i ich plugawych mieszkańcach nie pozostała zapomniana, zawiązano Zakon, który miał bronić ludzkości przed tzw. Zasłoną. I bronili, ale jak wiadomo, nic nie trwa wiecznie.

Czas mijał, a kolejne stulecia żłobiły rysy zarówno na celu, jak i metodach Zakonu. Zabawę w kampanii rozpoczynamy w obliczu ognia Rebelii, któremu wtóruje zagrożenie ze strony niestabilnych kryształów Zasłony. Jako Edwin, bohaterów znany nam z modułu survivalowego, próbujemy utrzymać Erodar w jednym kawałku, jednocześnie ratując honor. Zakonu i swój własny. Jak wypada to w praktyce?

Pomysł dobry, tylko wykonanie… średnie

Chociaż początkowe misje kampanii są banalnie proste, to już w okolicach końcówki pierwszego aktu robi się nieco ciekawiej. Przyznam też, że rozwijająca się z wolna opowieść zdążyła mnie już nawet nieco wciągnąć. Wciąż nie jest to pełny obraz, więc fabuły nie ma co szczególnie podsumowywać. Warto za to wspomnieć, że PlaySide postanowiło wytoczyć wszystkie działa. Misje Flames of Retribution czerpią garściami, skąd tylko się da.

AOD screen 2

Deweloperzy z powodzeniem eksploatują mechaniki przygotowane dla trybu Przetrwanie, doprawiając je klasycznymi RTS-ami czy zadaniami, gdzie bohater jest zdany głównie na siebie. Wszystko to gwarantuje swoistą różnorodność pomiędzy poszczególnymi etapami, nawet jeśli same w sobie bywają korytarzowe czy liniowe. Niekiedy wydarzenia fabularne zmuszają nas do podjęcia pewnych wyborów, ale ich konsekwencje są raczej krótkoterminowe. Innymi słowy, możemy nieco ułatwić sobie zadanie lub odczuwalnie utrudnić.

W czym problem? Korytarzowy charakter misji całkowicie zabija nasze szare komórki. Głownie dlatego, że wiele misji jest tak przewidywalnych, że niemal grają się same. Te trudniejsze bazują już na samym Przetrwaniu, ale z nieco mniejszym zapleczem niż dedykowany tryb. Znowu po kilku misjach poziom trudności skacze aż na wyrost. Głownie dlatego, że poziom rozwoju naszego protagonisty ma mieć określoną wyjściową wartość. Serio. Zapytam więc, po jaką cholerę mam wyciskać ostatnie soki z każdej misji i zaglądać pod każdy kamień, skoro w następnym etapie moje postępy pójdą do kosza.

AOD screen 4

Ten przymusowy regres jest wyjątkowo odczuwalny podczas misji bez zakładania bazy. Te w jakiś sposób powinny premiować nasze zaangażowanie, nagradzając za trud włożony w poprzednie etapy. Ale gdzie tam. Sprowadzony do parteru bohater musi kombinować, unikać przeciwników, szukać luk w kodzie i rozmaitych exploitów, by misja przebiegła jako tako. Może nie byłoby to źródłem wielkiej frustracji, gdyby nie fakt, że sama kampania mocno odstaje od Przetrwania pod względem technicznym.

Koszmary i koszmarki

Może i kampania jest z nami zbyt krótko, by otrzymać tyle miłości i poprawek, co tryb tower defense, ale jest jedna ważna kwestia. Błędy w zadaniach fabularnych widoczne są w Przeżyciu, ale tam grają głównie budynki, podczas gdy w kampanii pojedyncze jednostki są znacznie ważniejsze. Tak szybko przekonujemy się, że gra jest „wolna”. Mam tu na myśli odczuwalny input lag, gdy jednostki wychodzą z jednego statusu w drugi.

Dodatkowo pozostawieni sami sobie w ogniu walki podopieczni często zachowują się irracjonalnie. Wybiegają z walki, pomimo tego, że mają obok siebie wrogów, blokują się lub przestają atakować. Z drugiej strony przeciwnicy nagminnie ignorują nasze jednostki, które przechodzą tuż obok nich.

AOD screen 3

Wiele obiektów czy lokacji na mapie ma też niewidzialne ściany czy punkty kolizji, które zaburzają wykrywanie ścieżek przez jednostki. Oznaczanie lokacji na minimapie to już w ogóle osobna kategoria, bo to, co wyprawiają czasem nasi podopieczni, to tragikomedia.

Na liście grzechów znajdziemy też teleportujące się postacie, do scenek wywołanych przez skrypty, brakujące spolszczenie, dialogi pozbawione dubbingu albo wypowiedzi bohaterów, które się na siebie nakładają. Oj jest tego sporo, a wśród nich ostatni, grzech najcięższy, czyli cutscenki, których nie można pominąć. Są ciekawe i dopracowane, ale wystarczy mi pojedynczy seans.

Światło na horyzoncie

Błędów jest całkiem sporo i skutecznie ubijają sporo frajdy, ale jeśli ekipa przyłoży się przy kolejnych szlifach, to jest szansa na solidną strategię. Szczególnie że Age of Darkness Final Stand gwarantuje też całkiem pozytywne wrażenia. Te wynikają głównie z trybu survivalowego i powiązanych z nim mechanik, ale zaadaptowane na grunt kampanii wypadają niczego sobie.

Bardzo udanym zabiegiem jest wykluczenie budowniczych. W produkcji PlaySide nie potrzebujemy jednostek do budowy. Wystarczy wywołać określoną strukturę z menu bazy i już. Po kilkunastu sekundach budynek jest do naszej dyspozycji.

AOD screen 5

W tym czasie nasi prostaczkowie mają czas na rąbanie drewna, drążenie kamieniołomów czy uprawę roli. Dedykowane zasobom budynki mają docelową liczbę robotników, którą możemy zarządzać, jeśli aktualnie potrzebujemy więcej rąk do walki, niż do pracy. Większość poleceń możemy wydawać jednocześnie w czasie aktywnej pauzy, która w każdym trybie jest wręcz nieoceniona.

Niezwykle ucieszyło mnie też samoczynne regenerowanie zdrowia jednostek, jeśli te są aktualnie poza walką. Bez żadnego wololo oddziały odzyskają siły witalne, jeśli tylko damy im kilka sekund na tyłach starcia. Na liście pochwał musi znaleźć się też komenda „napraw wszystko”, która w bitewnym zamieszaniu błyskawicznie czyści nasz magazyn, by podreperować uszkodzone budynki.

Nikt się nie spodziewał

Aktualnie dużo więcej, niezmąconej rozmaitymi błędami frajdy przynosi tryb survivalowy. Ten dosłownie zdobył moje serce tym, jak twórcy z premedytacją usypiają naszą czujność. Niby coś tam ktoś wspomniał, że gra nie jest łatwa, ale kto by się przejmował. Rozpoczynamy pierwszy dzień, budujemy ekonomiczne podstawy, a potem przychodzi noc i… nic.

Nikt się nami nie interesuje. W dowolnym momencie możemy pokusić się o jakiś wypad poza własne umocnienia, by podbić poziom bohatera i zebrać nieco fantów. Kolejne doby także nie przynoszą szczególnych wyzwań, aż nadchodzi Noc Moru. Powolnie budowane napięcie ma nas zmiażdżyć, ale chociaż naciera masa wrogów, to rozbijamy ich w pył.

AOD screen 8

Tuż po tej szczególnej batalii okazuje się, że czas do kolejnego wielkiego starcia jest jeszcze dłuższy, a my mamy więcej czasu na ustawianie równo domków czy zaganianie chłopów do roboty. I tak mija doba za dobą, a naszym głównym zmartwieniem są zasoby, poszerzanie swoich włości i wypady na polowanie. Aż przychodzi ta konkretna noc. W zależności od poziomu trudności prędzej czy później twórcy chwycą naszą arogancję i wytrzaskają nas nią po pysku. Bo to, co początkowo było natarciem kilku setek upiorów, zamienia się w rój tysięcy oponentów.

I tak rozmarzeni w tej idyllicznej mrocznej codzienności dostajemy solidnego kopa na przebudzenie. Wtedy jest jednak już za późno. Obok całej mrocznej hałastry na pierwszy plan wybija się epicki przeciwnik, który byle mur rozbija jednym ciosem. Gdyby tylko dało się schować budynek twierdzy do plecaka i uciec, to pewnie niejeden by tak zrobił. Tylko że nie ma gdzie uciekać, a my jesteśmy zgubieni. Możemy jedynie wyciągnąć wnioski ze swoich błędów i rozpocząć następną próbę, by popełnić kolejne i dalej się uczyć.

AOD screen 9

Pewność siebie szybko nie pozwoli odpuścić, a duma przekonuje podświadomie, że przecież to rozpracujemy. I tak Age of Darkness: Final Stand pochwalania nam dziesiątki godzin. Testujemy nowych bohaterów, znajdujemy własne rozwiązania i bawimy się przy tym świetnie, nawet jeśli liczba skutecznych taktyk jest całkiem ograniczona. O tak, w tym wydaniu dzieło PlaySide jest już dużo bliżej oczekiwanej jakości. Czy może inaczej, błędy, które uwypukla mechanika kampanii tu nie mają znaczenia dla frajdy z rozgrywki.

Warto zagrać w Age of Darkness: Final Stand?

Age of Darkness art

Trudno o jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Wszystko zależy od twoich intencji. Jeśli celujesz głównie w kampanię, to na razie z czystym sumieniem możesz się wstrzymać. Flames of Retribution prezentuje ciekawe zalążki, ale jeszcze do mnie „nie trafiło” na tyle, bym przymknął oko na techniczne potknięcia. Te ostatnie Age of Darkness: Final Stand może z łatwością zrzucić na karb wczesnego dostępu i nikt nie będzie się dziwił. Niemniej jednak trudno będzie się w pełni zaangażować, gdy build jest nieporęczny, niewygodny i pełen dziur.

Z drugiej strony doceniony przez graczy survival wciąż pozostaje najsilniejszym punktem zabawy i przynosi mnóstwo frajdy, w dodatku za nieszczególnie wygórowaną cenę. Jeśli cenisz sobie wyzwania wynikające z prawideł tower defense, to znajdziesz tu to, czego szukasz. Być może zdążysz się już solidnie zaprzyjaźnić z mrocznym rojem, co zaprocentuje podczas kampanii. Sam zamierzam uważnie śledzić dalsze poczynania twórców i chętnie powrócę do zabawy, gdy build będzie nieco przystępniejszy, a opowieść kompletna.


Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawcy gry, firmie Team17.

Wesprzyj rozwój naszego serwisu i polub profil Strategus.pl na Facebooku.