Co powiedzieć o grze, która już od pierwszej sesji zmusiła mnie do ponad pięciu godzin nieustannego siedzenia przez ekranem? Dune: Spice Wars naprawdę to zrobiło. Nim się obejrzałem, za oknem świtało, na szyi pozostał bolesny skurcz, a krążenie w stopach spadło do absolutnego minimum. Ale wygrałem, hegemonia była moja i tylko to się liczyło. Potem było już tylko lepiej. Zapraszam na pierwsze wrażenia z Dune: Spice Wars, które pochłonęło mnie niczym ruchome piaski.
Piasek, wszędzie piasek
Najnowsza gra Shiro Games wcale nie oferuje zbyt wiele zawartości. Cztery grywalne frakcje, losowo generowane mapy i zalążek mechanik, które dopiero mają się rozkręcić. Wszystko w duchu strategii 4X ale z rozgrywką w czasie rzeczywistym, którą możemy przyspieszać lub wstrzymać. I chociaż pierwsze wrażenia z przedpremierowych pokazów przywodziły na myśl Civilization, to tytuł uzależnia niczym Crusader Kings. Zawsze jest coś do zrobienia, zawsze coś robić trzeba, a na karku nieustannie czujemy oddech wrogów.
Twórcy za książkowym pierwowzorem postawili na Atrydów, Harkonnenów i Fremenów, dorzucając do tej mieszanki Najemników. Każda frakcja ma szereg wad i zalet, które determinują nasz styl rozgrywki, jej tempo i możliwości. Jeszcze przed rozpoczęciem zabawy wybieramy dwóch spośród czterech doradców, których rolą jest jedynie dostarczanie nam specjalnych premii. Połączenie frakcji z doradcami to już konkretny profil zabawy, a jej dopełnieniem jest lądowanie na piaskach Arrakis.
Mapy w Dune: Spice Wars nie są zbyt rozległe, by wymusić tarcia i interakcje pomiędzy poszczególnymi stronnictwami. Zaczynamy w bazie, rozsyłając ornitoptery po świecie, by zdobyć jak najwięcej informacji i odnaleźć kluczowe surowce. Najważniejsza jest przyprawa, melanż, która pozwala opłacać imperialny podatek i zarobić nieco Solari. Z tego punktu zaczyna się prawdziwa rozgrywka, a Dune: Spice Wars wciąga nas w sieć stopniowo rozwijających się mechanik.
Może być tylko jeden
Istotą każdego scenariusza jest pokonanie wrogów i objęcie pełnej kontroli nad Diuną. Możemy tego dokonać na kilka sposobów – poprzez skumulowanie wpływów Hegemonii, objęcie urzędu Gubernatora lub wyeliminowanie przeciwników. To ostatnie możemy przeprowadzić zbrojnie lub z pomocą szpiegowskiej siatki. Jak wcześniej wspomniałem, gra nie oferuje zbyt wiele zawartości, ale to, co Shiro Games wyłożyło na stół, w zupełności wystarcza na godziny zabawy.
Gdy tylko zadbamy o egzystencjalne minimum, to włączamy się do wyścigu o prym na planecie. Obok bazy lądują pierwsze jednostki wojskowe, rosną fundamenty pod szpiegowską sieć, a nasz przywódca lobbuje za korzystnymi dla siebie wnioskami w kolegium. Ujęcie tak rozbieżnych działań w czasie rzeczywistym sprawia, że nieustannie czujemy się zaangażowani, a nawet momentami przytłoczeni.
Na szczęście możemy zatrzymywać czas, by aktywnie wydać rozkazy i już ze spokojem przypatrywać się ich realizacji. Dodatkowo odkrycia technologiczne można ustawić w kolejce, a ornitoptery i żniwiarki w tryb automatyczny, co niemal całkowicie eliminuje upierdliwe mikrozarządzanie. Niemal, bo podniesioną na widok czerwia żniwiarkę trzeba potem odstawić, albo pożegnać się z dochodami z przyprawy. Przez cały czas gra przypomina o najważniejszych sprawach zarówno powiadomieniami w interfejsie, jak i specjalną melodią powiązaną z wydarzeniem.
Gdzie wojsko nie może, tam szpiega poślę
Imperialne podatki, wywieranie nacisków w parlamencie i gwarancja równowagi gospodarczej, to tylko początek zabawy, bo najważniejsze jest to, co dzieje się na samej mapie. Tu sprawy możemy rozwiązywać na trzy sposoby, w zależności od pomysłu na grę. Dzięki dyplomacji wymienimy się surowcami, odzyskamy pochwyconych szpiegów i zbudujemy przyjazne relacje z innymi frakcjami. Mechanika przydatna, ale jako miłe urozmaicenie, bo ostatecznie i tak będą tarcia.
Shiro Games celowo nałożyło srogie limity i wymagania na wojsko w Dune: Spice Wars, żebyśmy nie odstawiali klasycznego RTS-a. Jednak pomimo tego zbrojne rozstrzygnięcia są równie satysfakcjonujące, co angażujące. Zasada jest prosta – wyeliminuje wszystkie jednostki, które stoją ci na drodze. Pamiętaj tylko o zasobach, kontrowaniu jednostek dystansowych tymi w zwarciu i nie daj się zeżreć czerwiom. Baza pozwala rekrutować jedynie kilka oddziałów w tym samym czasie, co nie umniejsza znaczeniu starć, a pozwala w międzyczasie utrzymać ich wysoką czytelność.
Druga strona medalu, to działania szpiegowskie. Moje pierwsze wrażenia z mechaniką w Dune: Spice Wars nie były zbyt pozytywne, ale po doczytaniu korzyści szybko przekonałem się o ich skuteczności. Momentami wydawały się nawet zbyt mocne, ale właśnie o to twórcom chodziło. Diuna, to rozgrywka polityczna z wojskiem jako dodatek, a prawdziwa krew leje się w kuluarach dworów i parlamentu. Dosłownie, bo dzięki rozbudowanej sieci szpiegowskiej możemy przeprowadzić zamach na głowę wrogiej frakcji i ją wyeliminować. Wśród nieco delikatniejszych działań znajdziemy m.in. podżeganie do buntu lub kradzież zasobów.
Kopernik też była kobietą
Trudno ukryć fakt, jak wiele kontrowersji wśród miłośników marki wzbudziła decyzja twórców, o Liet Kynes na bazie filmu, a nie książki. Zupełnie niepotrzebnie, bo artystyczna wizja w żaden sposób nie ujmuje Dune: Spice Wars klimatu marki. Nieco kreskówkowa oprawa wizualna jest przyjemna dla oka, a oprawa dźwiękowa współgra ze smaganą podmuchami wiatru mapą. Jednocześnie kontakty pomiędzy frakcjami, nawet rywalizującymi, cechuje elegancja, dwulicowość i dobra mina do złej gry. Brakuje tu może wpływów, jakie na bohaterów miało spożywanie melanżu, czy misji, którą niósł na Arrakis Paul Atryda, ale Dune: Spice Wars może się obejść bez tego. Te wątki najpewniej poznamy, dopiero gdy twórcy uraczą nas pełnoprawną kampanią fabularną.
Złego słowa nie mogę powiedzieć też o stanie technicznym wczesnej wersji strategii. Gra działa stabilnie i jest całkiem nieźle zoptymalizowana, nawet pod niezbyt dopakowane konfiguracje sprzętowe. Trudno szukać irytujących błędów czy nieprawidłowości w działaniu mechanik. Łatwo za to było odczuć, że gra nieco działa pod nas, nieco utrudniając zbyt szybkie zbudowanie potęgi dzięki napadom z siczy czy burzom piaskowym, które sparaliżowały gospodarkę. Kilka razy miałem też wrażenie, że gra kantuje, gdy wróg zajmował wioskę tuż pod moim nosem, a ja zorientowałem się dopiero na koniec procesu. Drobne grzeszki, które możemy rozgrzeszyć w Steam Early Access.
Warto zagrać w Dune: Spice Wars?
Zdecydowanie tak. Strategia Shiro Games na tym etapie oferuje jedynie pojedyncze scenariusze na losowych mapach, ale to i tak wystarczy, by spędzić z grą za 70 złotych dobre 25 czy 30 godzin. Intensywnych i satysfakcjonujących godzin. Pomimo oczywistej powtarzalności niektórych procesów zabawa nawet na moment się nie nudzi, co potwierdzam w godzinę po tym, gdy „jeszcze na moment” odpaliłem grę, żeby utrwalić pierwsze wrażenia z Dune: Spice Wars.
W planach twórców jest, wspomina już kampania singlowa, czyli twardy orzech do zgryzienia. Jednak jeszcze przed nią otrzymamy piątą grywalną frakcję (obstawiam Imperium) oraz tryb sieciowy. Połączenie średniego progu wejścia w mechaniki z szybkością w zrozumieniu ich wzajemnych powiązań z pewnością mocno uatrakcyjni sieciowe zmagania. Zarówno na kampanię, jak i tryb sieciowy czekam, jak na dostawę melanżu. Tymczasem wsiadam w ornitopter i ruszam na podbój Diuny.
Potrzebujesz pomocy? Mamy praktyczny poradnik do Dune: Spice Wars.