King Arthur Legion IX – recenzja samodzielnego dodatku

  • Post category:Recenzje

Oto powróciłem na spowitą gęstą mgłą wyspę Avalon. Tym razem na czele nieumarłego rzymskiego legionu, który na ziemiach Shide i Fomorian zakończył wieki tułaczki po czeluściach Tartaru. I chociaż długo wyczekiwałem tego powrotu, a deklaracje twórców brzmiały obiecująco, to niestety kolejna wyprawa do świata arturiańskich legend nie przebiegła do końca tak, jak oczekiwałem. Dlaczego? Przed tobą nasza recenzja King Arthur: Legion IX, samodzielnego dodatku do Knight’s Tale.

Legion IX recenzja dodatku

Nikt nie spodziewał się rzymskiego legionu

Po dwóch dziesiątkach godzin z Legion IX doskonale rozumiem, czemu deweloperzy postanowili oddzielić rozszerzenie od wydanego w 2022 roku Knight’s Tale. Może i świat ten sam, ale opowieść zupełnie inna i jedynie luźno powiązana z wątkami, które zbadaliśmy w podstawce. „Twarzą” rozszerzenia jest rzymski trybun Gajusz Juliusz Mento, który podążył za potężnym źródłem energii, rozświetlającym mroki Tartaru. Trafił na wyspę Avalon, gdzie przekonał się, iż latarnią w ciemności była Flamina Vesty, która zapieczętowała pozostałości Wiecznego Rzymu przed zakusami Chaosu.

Tak dowiadujemy się, że Mento nie jest pierwszym z potomków Romulusa i Remusa, który zawitał do łącznika pomiędzy światami. Ambitny trybun szybko postanawia odbudować wieczne miasto i ściągnąć do niego resztę tytułowego legionu. Tak rozpoczyna się intensywna, ale też niezwykle krótka opowieść, okraszona nieustannymi utarczkami, towarzyszących nam kapłanów. Oboje lobbują za inną wizją Wiecznego Rzymu. To, po której stronie się opowiemy, warunkuje zakończenie kampanii, ale też równocześnie przybliża nas do poszczególnego bieguna na skali moralności. Może i Mento umarł przed wiekami, ale wciąż może wykrzesać z siebie resztki człowieczeństwa lub dowieść, że wieki w piekle odcisnęły swoje piętno.

recenzja Legion IX postacie

I chociaż koncepcja jest nad wyraz interesująca, a postacie mają zadatki na oczekiwaną głębię, to czegoś tu zabrakło. Legion IX oferuje jedynie kilkanaście misji fabularnych. I nie byłby to spory problem, gdyby były to tylko zadania główne, z mięsem, ciężką fabułą i decyzjami. Jednak takich jest zaledwie kilka, a pozostałe to może i umotywowane fabularnie, ale ostatecznie dosyć jałowe misje poboczne. Nie pomaga nawet fakt, że dostęp do zadań jest uzależniony do bieguna na skali moralności. Jest zatem potencjał na dwa podejścia do dodatku, ale trudno oczekiwać, że będą się wyraźnie różnić czymś innym niż finałem.

Czym jest Knight’s Tale?

Nie chciałbym rozwodzić się zbytnio nad pętlą rozgrywki. Tę omówiłem obszerniej w recenzji King Arthur: Knight’s Tale. Jednak jeśli nie miałeś styczności z podstawką, to kilka słów wyjaśnienia. NeocoreGames przygotowało taktyczne RPG, w którym z bazy wypadowej ruszamy na wyreżyserowane misje po uprzednim przygotowaniu drużyny.

King Arthur Knights Tale key

Tam swobodnie eksplorujemy mapę, rozgrywając turowe bitwy, gdy napotkamy wrogów. Tak przemierzamy kilka aktów kampanii fabularnej, którą możemy kontynuować w nieco bardziej generycznych, ale wymagających misjach Endgame. Brzmi dobrze? Owszem, wyszło nieźle. Przynajmniej w oryginale.

Podstawka w miniaturze

W przypadku Legion IX mam nieodparte wrażenie, że twórcy nie tylko nie zaoferowali czegoś szalenie unikatowego, ale ograbili nas z dostępnych wcześniej rozwiązań. Po 20 godzinach z dodatkiem czuję, jakbym ukończył spin-off, prolog i tutorial do Knight’s Tale w jednym. Dodatek oferuje jedynie 6 postaci, o wzajemnie uzupełniających się klasach. Wszyscy bohaterowie zazwyczaj towarzyszą nam podczas każdej misji, więc nie musimy (lub nie możemy) bawić się kompozycją. Może i dzięki temu walki są bardziej złożone i efektowne, ale przez to też wyraźnie łatwiejsze.

recenzja Legion IX rzym

Kiedy zatem leczymy odniesione rany? Wcale. Po misji każdy żywy bohater dostaje reset, a dedykowany leczeniu budynek w ogóle nie pojawia się w hubie. Jednym z większych urozmaiceń są popiersia Larów, które oferują równocześnie premie i kary. Po umieszczeniu ich w miejskim Lararium otrzymujemy zatem bonusy, ale też dodatkowe utrudnienia. I szczerze mówiąc, na tym kończy się zabawa mechanikami w dodatku.

Jak to, a rozwój postaci? Startujemy na 6. poziomie i pniemy się aż do górnej granicy 18. poziomu. I może nie jest to wielki kłopot, bo punktów dla zdolności jest i tak sporo. Jednak jest jeszcze wyposażenie. W premierowej wersji tego już nie zobaczysz, ale przed debiutem można było dostrzec, że nawet sprzęt zdobywany w Endgame jest dla piątego poziomu doświadczenia. Tak, u niektórych bohaterów dalej mam te same graty co 20 godzin wcześniej. Wciąż pozostały premie i kary z tytułu moralności, cechy postaci i całkiem bogate drzewko umiejętności. Czuć jednak trochę tak, jakby ktoś zawinął ci coś z kieszeni.

Legion IX walka

Może chociaż Endgame? A skądże. To znaczy, nie przeszkadza mi, że jest, ale oddałbym go za dłuższą o kilka misji kampanię. W praktyce otrzymujemy tylko jeszcze więcej okazji do zabawy walką i to przede wszystkim z liczną drobnicą. Starcia z bossami wprawdzie są, ale dopiero gry przebijemy się przez niemal dziesięć niezbyt pasjonujących czy wręcz nużących misji. I wszystko to tylko po to, by zdobyć wyposażenie tego samego poziomu co na początku kampanii. Może i z odmiennymi właściwościami i inną klasą rzadkości, ale wciąż z symbolicznym znaczeniem dla skuteczności bojowej.

Recenzja King Arthur: Legion IX – warto zagrać?

Tu niestety mam spory dylemat. Kolejna przygoda w świecie arturiańskich mitów to zawsze dobra okazja, by nieco pobawić się podczas bitew i dokopać rdzennym mieszkańcom. Jednak jeśli spędziłeś w podstawce dziesiątki, a nawet setki godzin, to od razu wyczujesz znacznie mniejszą skalę i brak dobrze znanych rozwiązań. Sama opowieść dała mi nieco frajdy, ale skończyła się szybciej, niż zdążyłem jakkolwiek się w nią zaangażować.

Z drugiej strony widać znaczną poprawę od strony technicznej. Aplikacja działa dużo płynniej niż oryginał, oprawa graficzna zdaje się bardziej dopieszczona, a modele rzymskich legionistów robią wrażenie. Jednak sumarycznie Legion IX sprawia wrażenie uboższego, pobocznego, traktowanego po macoszemu projektu. Produktu, dla którego ktoś położył niezły fundament, sięgnął po dobre części z recyklingu, ale nie zadbał już o wykończenie. A szkoda.

King Arthur Legion IX recenzja

Dzisiaj z czystym sumieniem mogę polecić dodatek tylko tym fanom oryginału, którzy doprawdy łakną kolejnego kontaktu z Avalonem i są gotowi na ustępstwa. Jeśli podstawka cię nie przekonała, to rozszerzenie z pewnością tego nie zrobi. King Arthur: Legion IX jawi się raczej jako dobry punkt wyjścia dla wszystkich, którzy w grę z 2022 roku nie grali w ogóle i z taktycznymi RPG nie zawsze było im po drodze.

Kompaktowa opowieść z uproszczonymi mechanikami może rozbudzić ciekawość znacznie dłuższej i bardziej zaawansowanej podstawki. Jako osobny byt ledwo się broni. I tak, wiem, że jest to tańszy, mniejszy i zaledwie dodatek, ale wciąż, nawet w tej kategorii jest duże pole do poprawy i niespożytkowany potencjał.

Recenzja King Arthur: Legion IX – Podsumowanie

PLUSY

  • klimat arturiańskich legend;
  • wątek rzymskiego legionu;
  • więcej zabawy w turowych bitwach;
  • dubbing na poziomie;
  • kompletne spolszczenie;
  • dopracowanie techniczne;
  • nowe umiejętności i modele legionistów;
  • dobrze przeniesione elementy z oryginału;
  • przystępniejsza cena.

MINUSY

  • fabularnie daleko za oryginałem;
  • okrojone mechaniki z podstawki;
  • konstrukcja kampanii nie zachęca do kolejnych podejść;
  • endgame sprawia wrażenie zapychacza;
  • sporo niewykorzystanego potencjału.

Legion IX sprawia wrażenie uboższego, pobocznego projektu. Produktu, dla którego ktoś położył niezły fundament, sięgnął po dobre części z recyklingu, ale nie zadbał już o wykończenie.

OCENA – 6/10


Wesprzyj rozwój naszego serwisu i polub profil Strategus.pl na Facebooku.